Ów post miał być zupełnie o czymś innym, ale w ostatniej chwili zmieniłam koncepcję. I to z
zupełnie błahego powodu. Kończy mi się właśnie (czyli denko?) kosmetyk
z którego – o dziwo- jestem bardzo zadowolona. A skoro jestem zadowolona, to
dlaczego o tym nie napisać. W końcu, to
tak rzadkie zjawisko.
Mowa tutaj o maśle do ciała Put&Rub z serii
hipoalergicznej. Pudełeczko: okrągłe, biało-niebieskie. Pojemność: 225ml. 225
ml niesamowitego szczęścia dla mojej skóry. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu, masło to nie ma zupełnie konsystencji masła.
Przynajmniej takiej konsystencji jakiej się spodziewałam. Nie jest ciężkie ani
bardzo gęste. Za to przy aplikacji, nabiera tych „maślanych” wartości, co sprawiało mi nie lada frajdę.
Jak już wiadomo, sucha skóra to mój nie-boski
atrybut. Do walki z nią, wytaczałam wielokrotnie ciężkie działa. A tu proszę,
taka miła niespodzianka!! Masło, oprócz przecudnie delikatnego zapachu, jest po
prostu zbawieniem dla mego ciała. Przyjemnie wygładza i pozbawia mnie tego
obrzydliwego uczucia ściągnięcia. Same ohy i ahy. I potwierdza się wszystko to, co zawarte na
etykiecie:
<<Hipoalergiczne
Masło do Ciała, o
konsystencji tortowego kremu, z łatwością wchłania się w skórę. Zawarte w
kosmetyku naturalnym bogactwo i wysokie stężenie maseł i olei roślinnych
sprawiają, że nawet bardzo sucha skóra jest znakomicie nawilżona i
uelastyczniona. Efekt zauważalny jest już po pierwszym użyciu. Hipoalergiczne
masło do ciała tworzy na powierzchni skóry nietłustą warstwę ochronną,
zapobiegającą wysuszaniu.>>
Za ten cud
natury zapłaciłam 69 zł i z całą stanowczością stwierdzam, że było warto. Na
tyle warto, że na pewno pokuszę się o kolejną porcję super masełka i jakby tego
było mało, wzbogacę go o któryś z pozostałych produktów tej serii. Może olejek do ciała…? W końcu nawilżonej
skóry nigdy za wiele :)
-a.