poniedziałek, 10 czerwca 2013

AA, czyli Amol Alert.

Dzisiaj szybko, acz nie do końca przyjemnie i dalej w temacie kremowania. Któregoś pięknego dnia, tej wspaniałej deszczowej wiosny, z jaką mamy przyjemność obcować, wybrałam się do Rossmana w poszukiwaniu kremu do stóp. O stopy staram się dbać i smarowanie ich przed pójściem do łóżka nie sprawia mi tak ogromnych problemów jak wcieranie kremu w dłonie w trakcie dnia. Toteż wyruszyłam na poszukiwania swojego ideału. Plan był bardzo prosty. Coś, co by nawilżało, a i jednocześnie delikatnie chłodziło zmęczone stopy. Idzie lato, a w związku z tym oprócz tego, że trzeba się przygotować na sezon sandałowy, to i po upalnym dniu mamy prawo mieć stopy lekko opuchnięte. Nie mogłam znaleźć żadnego KREMU, który miałby minimalne właściwości chłodzące, więc padło na ŻEL rossmanowskiej marki FUSS WOHL.



Nie wiem, czy mam prawo wypowiadać się na temat tego kosmetyku z dwóch powodów. I tak to uczynię, ale chcę jasno i wyraźnie sprecyzować, że mam co do tego pewne wątpliwości. Mianowicie, jest to mój pierwszy specyfik do stóp w takiej formie. Być może ma on właśnie tak działać, jak działa. A po drugie, nałożyłam go na stopy i nogi tylko raz. I wybaczcie, ale nawet dla wiarygodności tego bloga drugi raz tego nie uczynię. 

Mimo że nie jest to to, czego szukałam i oczekiwałam, to konsystencja żelowa produktu jest całkiem przyjemnym rozwiązaniem. I być może nasz związek byłby długi i szczęśliwy, ale jest to jedyna zaleta tego produktu. Po wyciśnięciu żelu z tubki na pierwszy plan wysuwa się zapach. Bardzo drażniący i intensywny, który można określić jako alkoholowo-ziołowy. Jeśli kiedyś miałyście szansę powąchać lub zaaplikować sobie na twarz tonik firmy Clean&Clear to na pewno wiecie o czym mówię. Nic dziwnego, że zalecają, aby trzymać ten produkt z dala od kontaktu z oczami. Dwa puste oczodoły po takim spotkaniu murowane. Tak śmierdzi, że aż szczypie w oczy. W wypadku tego rossmanowskiego cuda, opary w pomieszczeniu utrzymywały się jeszcze dobrych kilka godzin. Żel wchłania się dość szybko, ale zaraz po nałożeniu pojawia się na skórze lepka warstwa. Szczególnie uciążliwa na dłoniach. Uczucie chłodzenia nie należy również do tych przyjemnych, nie jest to lekkie mrowienie, ale wręcz palący chłód. Mnie przypominający uczucie po posmarowaniu skóry Amolem w czasie choroby. Jak wspominałam wyżej, zapachem też się od niego niewiele różni. Tematu nawilżania w ogóle nie poruszam, ponieważ on w zasadzie nie istnieje.


Zabijcie mnie, ale nie spojrzałam na skład tego kosmetyku. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, wręcz przeciwnie. Pewnie gdybym zerknęła na skład w sklepie i zobaczyła, że już na drugim miejscu znajduje się w nim alkohol, być może dałoby mi to do myślenia i odłożyłam kosmetyk na półkę. Ale tak się niestety nie stało. Dopiero się uczę, a to na pewno była jedna z lekcji.

-k. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz