środa, 21 sierpnia 2013

Kinga Rusin uratowała mi skórę?



Ów post miał być zupełnie o czymś innym, ale  w ostatniej chwili zmieniłam koncepcję. I to z zupełnie błahego powodu. Kończy mi się właśnie (czyli denko?) kosmetyk z którego – o dziwo- jestem bardzo zadowolona. A skoro jestem zadowolona, to dlaczego o tym nie napisać. W końcu, to tak rzadkie zjawisko.



Mowa tutaj o maśle do ciała Put&Rub z serii hipoalergicznej. Pudełeczko: okrągłe, biało-niebieskie. Pojemność: 225ml. 225 ml niesamowitego szczęścia dla mojej skóry. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu,  masło to nie ma zupełnie konsystencji masła. Przynajmniej takiej konsystencji jakiej się spodziewałam. Nie jest ciężkie ani bardzo gęste. Za to przy aplikacji, nabiera tych „maślanych” wartości,  co sprawiało mi nie lada frajdę.

Jak już wiadomo, sucha skóra to mój nie-boski atrybut. Do walki z nią, wytaczałam wielokrotnie ciężkie działa. A tu proszę, taka miła niespodzianka!! Masło, oprócz przecudnie delikatnego zapachu, jest po prostu zbawieniem dla mego ciała. Przyjemnie wygładza i pozbawia mnie tego obrzydliwego uczucia ściągnięcia. Same ohy i ahy.  I potwierdza się wszystko to, co zawarte na etykiecie:


<<Hipoalergiczne Masło do Ciała, o konsystencji tortowego kremu, z łatwością wchłania się w skórę. Zawarte w kosmetyku naturalnym bogactwo i wysokie stężenie maseł i olei roślinnych sprawiają, że nawet bardzo sucha skóra jest znakomicie nawilżona i uelastyczniona. Efekt zauważalny jest już po pierwszym użyciu. Hipoalergiczne masło do ciała tworzy na powierzchni skóry nietłustą warstwę ochronną, zapobiegającą wysuszaniu.>>


Za ten cud natury zapłaciłam 69 zł i z całą stanowczością stwierdzam, że było warto. Na tyle warto, że na pewno pokuszę się o kolejną porcję super masełka i jakby tego było mało, wzbogacę go o któryś z pozostałych produktów tej serii.  Może olejek do ciała…? W końcu nawilżonej skóry nigdy za wiele :)

-a.